Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi leszczyk z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 25967.53 kilometrów w tym 2450.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2019

button stats bikestats.pl

2018

button stats bikestats.pl

2017

button stats bikestats.pl

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy leszczyk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:259.54 km (w terenie 33.00 km; 12.71%)
Czas w ruchu:12:42
Średnia prędkość:20.44 km/h
Maksymalna prędkość:54.70 km/h
Suma podjazdów:899 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:51.91 km i 2h 32m
Więcej statystyk
  • DST 33.74km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 37.20km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Przecinak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Etap 92 - pierwszy mróz

Niedziela, 30 listopada 2014 · dodano: 30.11.2014 | Komentarze 4

Po Andrzejkowych szaleństwach martwą podniosłem powiekę koło 10:00. Lekkie śniadanie, ciężki ubiór na cebulkę i jedziemy, mimo wiatru, mimo mrozu - listopad rowerowo był wystarczająco cienki, żeby sobie tego nie odpuścić. Dodatkowo głowie przyda się przewietrzenie... Ruszam Wincentego Pola do parku, tam chwilkę podziwiam sowę, która cały czas siedzi na swoim konarze, normalnie konserwatystka, ma cały park, ale woli swój połamany konar... Koło Arkonki tłumy biegaczy, chyba jakieś zawody, biorę kąpielisko z prawej strony. Z uwagi na szumiące w żyłach eliksiry andrzejkowej nocy staram się unikać dróg publicznych - wspinam się na Polanę Harcerską , gdzie przy ognisku grupa wędrowców śpiewa sobie ogniskowe przeboje. Chcę lasem dojechać do Pilchowa, czyli odbijam w lewo z drogi na Gubałówkę i zaraz znowu w lewo. Pedałuję po zasypanej liśćmi drodze - mróz utwardził już piach i błoto. Muszę przeprawić się przez wąwóz - zjazd stromy i zaraz równie stromy podjazd... Biorę to "po lekku", na piechotę, na kacu nie ma co strugać mistrza MTB. Potem można było skręcić w lewo, ale droga wyglądała na mocno sfatygowaną wywożonymi pniami, droga na wprost wyprowadziła mnie do mostku Wilhelma Meyera, stamtąd szutrem przechodzącym w asfalt docieram do drogo Leśno - Pilchowo. Szybko uciekam z drogi publicznej na ścieżkę rowerową, wykorzystuję okazję do zwiedzenia Pilchowa i namierzenia klubu squashowego. Kontynuuję do Tanowa, pętelka i jazda z powrotem. Skręcam w leśnostradę nr 40, tam wyprzedzają mnie kolarze, wśród których jest dziewczyna w "barwach" Saxo. Ponieważ poandrzejkowa słabość wyłączyła mi gen wojownika nie staram się skleić im do koła, zresztą jazda "na przylepę" bez zaproszenia nie jest chyba mile widziana. Dzięki temu mogłem nacieszyć choć przez chwilę oko wdziękami dzielnej bikerki i jej kruczoczarnym warkoczem wymykającym się spod kasku. Bikerzy zabrali ze sobą atakującego ich kundelka, ja zawróciłem i cierpliwie kręcąc pod dokuczliwy przeciwny wiatr wróciłem do domu przez Pilchowo i Głębokie.
Po analizie rodzinnych planów na grudzień można już śmiało stwierdzić, ze 5 tysięcy kilometrów pozostanie planem do wykonania na 2015. No i dobrze, przynajmniej teraz mam pojęcie o tym, co to jest 5k km i cierpliwie trzeba budować formę na przyszły rok, bo czuję, że brak regularnych wyjazdów na chwilę obecną cofnął mnie odnośnie formy sportowej do początku tego roku ... 


  • DST 50.01km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 22.06km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Podjazdy 141m
  • Sprzęt Przecinak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Etap 91

Niedziela, 23 listopada 2014 · dodano: 23.11.2014 | Komentarze 5

Listopad to będzie najgorszy rowerowo miesiąc.
Wieczorem cerber nie pozwala na wyjazd, w weekendy wrażeń rodzinnych kupa, co skutkuje brakiem czasu na przejażdzki...
Dzisiaj też tak to miało wyglądać, ale...
Otrzymałem jasne polecenia - wyłączyć wodę w ogrodzie,sprzątnąć tam co się da, zabezpieczyć taras, sadzonki przenieść na zimowisko. Zrobiłem to wszystko, ale w stroju kolarskim :-) Po wykonaniu zadań rozpoczęła się Wielka Ucieczka... Pomknąłem Pola do parku i dalej na Głębokie lasem, zastanawiałem się nad dalszym ciągiem i postanowiłem uderzyć na leśne szutry. Byłem przekonany, że kolega z blogu , Mirek z Polic aka srk23  akurat na tej trasie zechce dokręcić do imponującego wyniku 7 tys.km. Miałem rację, ale po Mirku już opadł kurz, widziałem tylko ślad opon. Wjechałem na moją ukochaną leśnostradę nr 27, tam dokładnie na 25 km Garmin zasygnalizował wyczerpanie baterii. Na szczęście Wasz doświadczony poprzednimi przypadkami Leszczyk posiadał zapasowe akumulatorki, dzięki czemu możecie cieszyć się pełnym zapisem trasy. Wymiana baterii spowodowała chwilową przerwę - okazała się zaplanowana przez siłę wyższą, bo gdyby nie to, to nadziałbym się na starszą panią załatwiającą potrzebę przy drodze, ale na szczęście dla niej i dla mnie tzw. "pełnia księżyca" została nam oszczędzona, akurat naciągała gacie :-) Wiatr popychał w stronę Dobieszczyna, czyli naturalnym wyborem była druga ukochana leśnostrada nr 36 na Węgornik. Przy mostku na Gunicy przygotowywałem się fizycznie (baton orzechowo-czekoladowy) i psychicznie (mantra "Jesteś najlepszy") na ostatnie kilkanaście kilometrów z wmordęwindem. Na to nie da się przygotować, trzeba po prostu mozolnie kręcić. Przed Głębokim udanie wyprzedziłem zawodowo ubranego MAMILa, i przez Wojska Polskiego, halę, Litewską i Unii Lubelskiej bardzo zadowolony dotarłem do domu. Dobrze się na dziś ubrałem, świetnie sprawdziły się nowe rękawiczki ( Arek - dzięki ).



  • DST 30.03km
  • Czas 01:48
  • VAVG 16.68km/h
  • VMAX 30.06km/h
  • Podjazdy 107m
  • Sprzęt Przecinak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Etap 90 - Independence Day

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 3

Dzisiaj , w rocznicę zakończenia Wielkiej Wojny w planie były odwiedziny denkmali, z kumulacją i zapaleniem znicza przy do tej pory nie zinwentaryzowanym denkmalu w Loecknitz. Niestety, poranna nisko siedząca mgła skłoniła mnie dozmainy planów, ponieważ nie chciałem dać pretekstu kierowcom ZPL do zmienienia mojej istoty w napis na denkmalu ;-) Kierowałem się zatem wyłącznie ścieżkami rowerowymi, a znicze zapaliłem na Cmentarzu Centralnym. Ruszyłem przez Krzekowo, taczaka i ścieżką na Ku Słońcu dojechałem do II bramy. Tam zapaliłem znicz za dusze moich pradziadków, którzy w Bławatach, Łomży, Krasnymstawie i Starej Soli rozbrajali okupantów. Znicz zapłonął przy krzyżu wojen prusko-napoleońskich, z nadzieją, ze ktoś tam na wschodzie zapali lampki ku pamięci naszych przodków ... 


Wieczna pamięć tym, których grobów nie możemy odwiedzić ...  

Postanowiłem odszukać kilka akcentów Wielkiej Wojny, zaraz znalazł się jeden z nich ...


Polegli szczecińscy marynarze

Od dawna zapalałem znicz ku pamięci szczecińskich marynarzy poległych w bitwie z Rosjanami u wybrzeży Wysp Alandzkich w 1915, płonący krążownik wyrzucił się na szwedzki brzeg....

Przyszła kolej na nasz pomnik bohaterów niepodległości. Oprócz mojego, paliły się jeszcze 2 znicze. Nie mam słów komentarza do tego...


Pomnik walczących o niepodległość tonący w świetle zniczy ...

Krążyłem dalej, wkrótce znalazłem piękny pomnik postawiony poległym z 357 pułku piechoty przez towarzyszy broni. Pułk krwawił głównie na froncie zachodnim, tylko w 1917 przez kilka miesięcy bił się w okolicach Rygi i Dyneburga.


Śpij spokojnie, kolego z 357ego ...

Zawsze jednak największe wrażenie robią indywidualne mogiły, takie też można znaleźć na naszym cmentarzu ...


Fritz Feld, poległy pod Sommą w 1916...


Poległy w 1914 ...

Ten drugi grób robi przejmujące wrażenie, żona przeżyła go o 12 lat , można go znaleźć na tyłach krematorium.

Ofiarami 1 WŚ zainteresowałem się podczas pobytu w Antwerpii w 1992r. , gdzie w każdym kościele jest tablica z nazwiskami poległych parafian, a na lokalnych cmentarzach mają oni swoje kwatery. Wystarczy pomyśleć o liczebności wiosek, w których stoją denkmale, żeby zadumać się nad skalą rzeźni w latach 1914-1918 ...

Trzymając się ścieżek rowerowych jechałem Mieszka, Nowoeuropejską, Ku Słońcu, Topolową, Łukasińskiego w stronę domu.
Niemieckie denkmale odwiedzę przy najbliższej okazji.





  • DST 53.87km
  • Czas 02:33
  • VAVG 21.13km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Podjazdy 189m
  • Sprzęt Przecinak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Etap 89 - do pracy, rodacy !

Poniedziałek, 10 listopada 2014 · dodano: 10.11.2014 | Komentarze 1

Z weekendowych planów wyszły nici... W sobotę przyjechała kuzynka przegrać w siatę z Chemikiem Police, w niedzielę zniechęcił mnie porywisty zimny wiatr. Za to zmieniłem Przecinakowi laczki na zimowe Schwalbe RobRoy, jego orginalne przy zakupie grubokostkowe oponki. Dzisiaj, korzystając z wolnego dnia, wybrałem się do pracy na rowerze :-) Przejazd do portu przez Park Kasprowicza, jasne Błonia i miejskie ścieżki rowerowe zajął mi niecałe 30 min przy dystansie 9 km. Po obrobieniu zaległej papierologii przyszedł czas na powrót. Było mglisto i wilgotno, nie miałem pomysłu, orginalnie chciałem wrócić przez Kołowo / Gryfino i Mescherin, ale ruch i mgła zniechęciły mnie do tej idei. Najpierw pokręciłem sie po zapleczu drobnicowej części portu, czyli po tzw.centrum logistycznym. Potem ruszyłem w stronę budowy miejskiej spalarni śmieci. Przy okazji na Kanale Przemysłowym odkryłem zimowisko Czarnej Perły Jacka Sparrowa oraz tylnokołowca z Missisippi ...


Jack Sparrow wyskoczył na chwilę do Biedonki...


Wycieczkowiec "River Star"

Dalej ruszyłem Hryniewieckiego wiaduktem nad Parnicą. Złomiarze i dawna stocznia remontowa dzisiaj nie próżnowali ...


Kanał Parnicki

Do miasta postanowiłem wrócić ścieżką rowerową na Trasie Zamkowej, dotarłem do niej kręcąc pod wiaduktem vis-a-vis elektrowni.
Z trasy jest doskonały widok na postępy przy budowie mariny na Wyspie Grodzkiej, nabiera to kształtów, most zwodzony już stoi...


Zręby mariny i most ...

Przepraszam za jakość zdjęć ze spoconej komórki...
W naturalny sposób droba prowadzi mnie w stronę północnych dzielnic , mijam tereny postoczniowe, mijam ulice, które mogą doprowadzić mnie w stronę Hożej, wkrótce pozostaje tylko kontynuować drogę w stronę Polic. Serce się kraje na widok Stołczyna i Skolwina, nigdy nie były to dzielnice luksusu, ale w tej chwili to przemysłowa pustynia, co odbija się na kondycji dzielnic i wegetacji ich mieszkańców. W Policach walę na centrum i kieruję się na ścieżkę rowerową, bezpiecznie jadę przez Tanowo / Pilchowo i Głębokie do domu... Wiatr nie był dziś bardzo uciążliwy, jestem zadowolony z przejażdżki ...


  • DST 91.89km
  • Teren 8.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 21.62km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Podjazdy 257m
  • Sprzęt Przecinak
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Etap 88 - czyż nie dobija się koni ?

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 4

Oj, nie był to mój dzień. Wczoraj intensywnie obchodzone dziady, nie brakło jadła i napoju ... W nocy skurcze, wyjazd żony, nie pospałem... Poszedłem na 07:00 do kościoła oddać duszom co im się należy i telefony z Arkiem, gdzie jedziemy. Planów sto, ostatecznie umawiamy się na BP w Lubieszynie i jedziemy z wizytacją budowy ścieżki Bismarck - Loecknitz. Od Bismarck jeszcze ze 2 km do zrobienia, arbeiten Sie sznela meine herren ;-) Chwila na herbatkę u kotka i radzimy, co dalej. 


Kotek ani na milimetr nie podszedł bliżej do pana ;-)

W tym miejscu trzeba było uczciwie postawić kwestię i wracać do domu, wczorajsze "dziadowanie" coraz bardziej dawało o sobie znać. Ale ruszyliśmy dalej - dla urozmaicenia kierujemy się w stronę drogi Pasewalk-Torgelow przez nieznane wcześniej Arkowi okolice. Najpierw super asfalcik na Gorkow, potem szutrami na Dorotheenwalde, tam trochę piachu i znów wąski dobry asfalt w stronę Breitenstein. Tam zaczyna się bruk, ale można góralem jechać po poboczu. Skręcamy do Koblenz w poszukiwaniu denkmalu i wkrótce - bingo !

 
Denkmal z Koblenz

Decydujemy się wrócić na drogę w stronę Pasewalk, mijamy godne kolejnych odwiedzin jezioro Koblenzer See i trafiamy do miejscowości Krugsdorf, nie sposób nie zauważyć kolejnego denkmala.


Denkmal z Koblenz

Naprzeciwko ładny pomorski kościółek, mur pruski z cegłą - a przed nim dzwon. Okazało się, że bił on dla mnie ...


Kościółek w Krugsdorfie - for whom the bell tolls ?
 
Dojeżdżając do Friedenberg widzimy przez mgłę wielką bryłę kościoła w Pasewalku, ale już wiem, że muszę zacząć kroić cel podług resztek sił i zostawiam wizytę w "Pasku" na kolejną wyprawę.. Odpoczywam na przystanku, Arek roztacza wizję wizyty w Torgelow i muzeum wojskowego, ale zaczynam liczyć kilometry i biorąc pod uwagę skurcze łydki proszę o łagodniejszy wymiar kary. Kolega na szczęście zgadza się - odbijamy w prawo w Viereck, będę musiał tam wrócić po denkmala, który zapewne czai się koło kościoła, ale już skupiłem się na walce o powrót. Ostatnie 30 km od Borken to droga przez mękę - jestem w szoku, kręcę, ale rower nie jedzie... Nogi betonowe, wrzucam drugi blat i w tempie przedszkolnym wleczemy się malowniczym asfaltem przez pola do Glasshutte. W polu sarny, w powietrzu pełno dużych drapieżników, dobrze, ze mnie nie porwały, bo byłem dziś słaby jak ślepe szczenię ... Odbijamy na Pampow, ze spuszczoną głową, powoli,  wspinam się na wzniesienie ... Widzę, że Arek się już męczy tym żółwim tempem i namawiam go , żeby z Blankensee odbił sobie w stronę Boock i nie tracił fajnej pogody na wleczenie się ze mną. Skupiam się na miarowym pedałowaniu, w Dobrej na tankszteli tankuję pół litra cukrowej smoły i na tym dopingu doczołguję się via Wołczkowo i Głębokie do domu. Nie mam siły na sztuczne dokręcenie do setki, honorowo załatwię to w lepszym dla mnie dniu. Pora na intensywną terapię izochmielnikami, Marcowe z Miłosławia, Łomża niepasteryzowania i Pils z Manufaktury - od razu lepiej ... I tak jestem zdziwiony średnią ruchu powyżej 21 km/h, sądziłem, że będzie to bliżej 15....
Dziękuję Arkowi za towarzystwo i wyrozumiałość dla moich skarg na los i grubych słów motywujących.

Garmin coś poszalał w końcówce, raczej 7 godzin na siodle nie było...